Dookoła Tatr

Pomysł na majówkę bądź weekend – rowerowa pętla dookoła Tatr!

Przy odrobinie szczęścia, pedałując w pełni słońca i przy 25 stopniach, możemy z poziomu roweru oglądać pięknie ośnieżone tatrzańskie szczyty (zarówno po polskiej jak i przede wszystkim słowackiej stronie), które w zestawieniu z zielonością otaczającej natury, tworzą fantastyczną mozaikę wiosenno – zimową. Możemy zatęsknić za minioną zimą i dopingować wchodzącą na najwyższe obroty pełnię roślinności.

Jedziemy!

Plan jest następujący- startujemy z okolic Żywca, jedziemy na Słowację, przez Tatry Zachodnie do Liptovský Mikuláš, potem wzdłuż podnóża słowackich Tatr i od wschodu wracamy do Polski. Całość to około 200km do zrobienia w trzy dni (majówka), spanie w namiocie i głowa do góry, bo jest na co popatrzeć!

Wyruszamy z polskiej Jeleśni (12 km za Żywcem w stronę Korbielowa i granicy, tu dojedziemy pociągami kursującymi na trasie Zakopane – Bielsko-Biała – Katowice). Pierwsza przełęcz na granicy i pierwszy dłuższy zjazd na słowacką stronę. Po lewej skromnie ośnieżona Babia Góra, a w miejscowości Oravská Polhora, pierwszy naoczny kontakt z Tatrami.

W Námestovie krótki odpoczynek nad lodowatym jeziorem z majaczącą na horyzoncie Babią.

Kawałek za Námestovem, na kilka kilometrów wjeżdżamy na ruchliwą drogę E77 z Chyżnego. Trzeba uważać! Wkrótce skręcamy do malowniczej doliny, która będzie zapowiedzią ciężkiego podjazdu pod przełęcz na wysokości około 1100 m n.p.m. Zastaną po drodze noc, spędzamy nieopodal niewielkiej elektrowni wodnej.

Kolejnego poranka, ciąg dalszy wjazdu na przełęcz, którego ukoronowaniem jest fantastyczny zjazd aż do Liptovská Sielnica.

Sam zjazd to niczym alpejski odcinek pełen ostrych zakrętów, „palących się” hamulców i widoków na Wysokie i Niżne Tatry. Ze względu na prędkość i adrenalinę, ciężko było zajmować się aparatem…

Po przejechaniu 14km w kilkanaście minut (i 500m w dół), meldujemy się na brzegu Liptovskiej Mary i kontemplując widoki na Tatry Zachodnie dojeżdżamy do Liptovský Mikuláš.

Opis zjazdu: www.genetyk.com/podjazdy/zawozy1

Następnie krótki odpoczynek pod filarem słowackiej autostrady i ruszamy dalej, po jednej z bardziej popularnych słowackich tras rowerowych. Nasz cel – nocleg pod narodową górą Słowaków i jednym z ich symboli – górą Kriváň.

To jeden z najładniejszych odcinków całej trasy – przed nami ośnieżone szczytu Tatr Wysokich, za naszymi plecami troszkę niższe wierzchołki Tatr Niżnych. Kolejny podjazd – 760m na odcinku 43km. Cały czas, raz delikatne, raz prawie pionowe, zdobywanie kolejnych metrów – opis podjazdu: www.genetyk.com/podjazdy/szczyrbskie1.html

Nocleg spędzamy pod (dosłownie!) zamkniętym schronisku, za Podbanské a przed miejscowością Štrbské Pleso.

Przed nami najwyższy punkt całej trasy -Štrbské Pleso (Szczyrbskie Jezioro) 1346m n.p.m. Jest to tzw. słowackie Morskie Oko. Mówiąc szczerze to uboższy krewny naszego, jednak widok ośnieżonych szczytów w oddali, do tego na pierwszym planie skocznia narciarska, będąca pozostałością po Mistrzostwach Świata w Skokach Narciarskich w 1970r., jest warty potu, wydzielonego podczas mozolnego podjazdu.

Tak naprawdę potem odbijamy sobie 43km podjazd… prawie 43km zjazdem. Więc zgodnie z prawami fizyki wychodzimy wręcz na zero, ale co widzieliśmy, tego nikt nam tego nie odbierze:)

We wschodniej części Tatr, wjeżdżamy w okolice naznaczone potężnym wiatrołomem z 2004r., który całkowicie unicestwił starodrzew na obszarze około 10 tys.ha! Wrażenie jest ogromnie przygnębiające, krajobraz jest nienaturalnie „goły”, a jedynymi punktami wyróżniającymi się z okolicy są porozrzucane pensjonaty, które bez towarzystwa drzew, nijak pasują do bezdrzewnej pustyni.

Po szybkim zjeździe dojeżdżamy do Ždiaru, gdzie znaleźliśmy się de facto po północnej stronie Tatr.

Stąd przysłowiowa ostatnia prosta, ostatnie męczące podjazdy i wynagradzające trudy zjazdy, późnym popołudniem meldujemy się na polskiej granicy w Jurgowie. Potem przez Brzegi dostajemy się do Białki Tatrzańskiej, skąd już non stop w dół (najniebezpieczniejszy odcinek- całkowity brak pobocza, wąska droga, bardzo duży ruch) i znajdujemy się dworcu w Poroninie, z widokiem na idące spać nasze Tatry.

Pomimo tego, że pani w okienku powiedziała, że w naszym pociągu nie można przewozić rowerów, w pociągu oczywiście było kilka takich miejsc (jednak miała trochę racji, bo nie można było na nie kupić biletu), ale co nie przyjmie komputer, człowiek może zaakceptować. Pełni szczęścia, z przesytem tatrzańskich widoków, zjazdów i podjazdów, wracamy do domu.

Info praktyczne

Ostatecznie cała zrobiona pętla miała 215km.

Rowery – jak najzwyklejsze. Przed wyjazdem obowiązkowo musimy sprawdzić hamulce i ewentualnie je „podkręcić” – niestety zjazdy są pełne ostrych zakrętów, pokrytych małymi kamyczkami więc bliskie spotkanie z asfaltem jak najbardziej możliwe. Jakieś sakwy, podstawowy sprzęt naprawczy, sprzęt kempingowy i zabezpieczenie przed słońcem.

Kask – na Słowacji teoretycznie poza obszarem zabudowanym obowiązkowy dla wszystkich.

Jakość nawierzchni – Słowacja to prawie bajka, brak dziur, raz szersze raz węższe pobocza. Wysoka kultura jazdy zarówno rowerzystów jak i kierowców. Odcinek od Liptovský Mikuláš do końca „tatrzańskiej obwodnicy” pełen cyklistów, z umiarkowanym ruchem pojazdów. Zostaje nam tylko rozglądać się wkoło…Po naszej stronie do Korbielowa wszystko w porządku, ruch mały. W okolicach Białki, Poronina ilość pojazdów znacznie większa, niestety kultura kierowców zdecydowanie niższa. Trzeba uważać!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *