Ekspresowa Nowa Zelandia

Kia Ora!

Skąd Nowa Zelandia? Przecież to tak daleko i na dodatek drogo? Drugi koniec świata tylko na 2 tygodnie? Przecież to prawdziwe szaleństwo!

Tak, nie była to normalna decyzja:) Ale nie mogliśmy odpuścić okazji, gdzie możemy kupić bilety prawie 3 razy taniej niż normalnie. A że było to prawie rok temu, człowiek łatwo zapomina.

Dlaczego Nowa Zelandia? Chyba każdy chciałby tam pojechać. Już sama magia, że jest to tak daleko, na końcu świata (tak przy okazji musimy zapomnieć o naszym europejskim ego, bo gdy dla nas to koniec świata, ludzie chodzą do góry nogami i potem jest  tylko wielka woda, to inni mogą mieć całkowicie inną perspektywę), aby tam się dostać trzeba spędzić minimum 24 godziny w samolocie, nie licząc przesiadek.

Do tego fantastyczna przyroda, ocean, góry, lodowce i dżungla na wyciągnięcie ręki. Raj dla miłośników natury. Czy są jakieś wady w tym idealnym świecie?

Jasne, że są:) Ceny, tłumy turystów, nieprzewidywalna pogoda, niemiłosiernie gryzące sandflies, śmieciowe jedzenie i świat pozbawiony nieprzewidywalności.

Czy było warto? Oczywiście!

Zapraszamy na ekspresową podróż przez Nową Zelandię!

Nasz plan zakładał maksymalne wykorzystanie dostępnego czasu, zobaczenie jak najwięcej się uda i odsunięcie odpoczynku fizycznego na powrót do Polski. Tam odpoczywamy psychicznie, karmimy nasz wzrok krajobrazami, nie liczymy na ucztę podniebienia i wygodne spanie, podążamy zgodnie z wykreowaną po drodze zasadą – keep going.

2 tygodnie to naprawdę mało na zobaczenie Nowej Zelandii! Mówimy oczywiście o 2 wyspach.

14 noclegów w namiocie bądź na podłodze lotniska, każdego dnia pokonujemy setki kilometrów lądem lub powietrzem, odwiedzamy każdy napotkany supermarket i kran z wodą, bo kolejny szybko się nie pojawi. Wyśpimy się po powrocie, a teraz chłoniemy, chłoniemy i jeszcze raz chłoniemy wszystko co dookoła…

Spragnieni zieleni i słońca po naszej ukochanej zimie, pierwsze kroki kierujemy na szlak w Parku Abela Tasmana na Wyspie Południowej. Wita nas deszcz…

Jest jednak ciepło, pływy oceaniczne prawie nas pochłaniają, przechodzimy 60 km w 2,5 dnia i mamy nawet dość słońca:)

Poruszamy się na własnych nogach i korzystając ze świetnie działającego autostopu.

Lądujemy na Zachodnim Wybrzeżu. Mamy szczęście, bo tu prawie 300 dni w roku pada deszcz. Potęga oceanu robi na nas ogromne wrażenie, a na horyzoncie pojawiają się lodowce…

Z zielonych lasów deszczowych błyskawicznie wjeżdżamy na górski płaskowyż spalony słońcem. Tu dla odmiany prawie w ogóle nie pada. Są góry, jeziora, lodowce, a nawet góry lodowe! Wyspa Południowa to jak dla nas wszystkie krajobrazy świata! Jest tu Patagonia, Kanada, Armenia i Antarktyda w jednym. Zobaczcie sami:

Zjeżdżamy z gór i w niecałą godzinę lądujemy na Wyspie Północnej. O dziwo bilety lotnicze mogą być o połowę tańsze niż przepłynięcie Cieśniny Cooka oddzielającej dwie wyspy promem. Tam czekają na nas wulkany, gorące źródła, wszechobecny zapach siarki, do tego zielone łąki pełne krów i owiec.

Północ nie ma już tego „czegoś”. Cieszymy się, że nasza podróż głównie skupiła się na genialnym Południu.

Na deser kilka nowozelandzkich smaczków:

To tylko krótka zapowiedź. Więcej wkrótce…

Chcesz być na bieżąco i nie przegapić kolejnej dawki przygód z Nowej Zelandii?

Polub nas na FB. Bądźmy w kontakcie:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *