Autostop w Iranie? Jak najbardziej! Tylko początki są bardzo trudne. W perskim nie ma słowa autostop! Nie było takiej potrzeby więc język nie wytworzył irańskiej odmiany stopa. Skoro czegoś nie ma, to dlaczego jednak działa?
Odpowiedzią są zachodnie filmy, z amerykańskimi młodzieńcami w jeansach i koszulach w kratę, wskakującymi na pakę pickupa. W Iranie jednak lepiej nie używać kciuka! Tu nie wszystkie gesty mają te same znaczenie.
Czyli jak zatrzymać kierowcę i wytłumaczyć jeszcze o co nam chodzi?
Irańczycy z samej niezwykłości wydarzenia – jakim jest blondyn stojący na poboczu drogi, daleko za miastem, z plecakiem na plecach jeszcze wymachujący niezgrabnie dłonią z jakimś kartonem z angielsko brzmiącym napisem – zatrzymają się i powiedzą:
– Mister, dworzec jest tam – wskazując ręką w kierunku miasta.
– Ale my jedziemy TAM – wskazuję w przeciwną stronę.
To że zatrzyma się pierwszy, maksymalnie trzeci mijany samochód to pewne. Stanął, połowa sukcesu. Kierowca raczej nie zna angielskiego. W sukurs przychodzi nam karteczka…
Nie byle jaka, karteczka klucz, magiczny kawałek papieru odczarowując zakłopotanie kierowcy i wspomagający nasze lingwistyczne perskie wygibasy:
– Salam! Szomaa kodża maszin? Maa turist, maa Shiraz. Rajegan. (czyt. Dzień dobry. Wy gdzie pojazd? My turyści, my Shiraz. Za darmo.)
Często to też nie działa, bo fonetyczny polski perski to nie perski. Wtedy ostatnim ratunkiem jest inna karteczka:
„Salam. Jesteśmy turystami z Polski. Czy mógłbyś nas zabrać za darmo do….?”
Oczywiście po persku:) Dostaliśmy ją od jednego chłopka w Rasht, który pytał się jak nam może pomóc? Pomógł i to bardzo zapisem tych dwóch zdań. Najczęściej kierowca dziwił się, skąd mamy coś takiego, następowała chwila ciszy, skupienie i wesoła odpowiedź:
– No problem my friend!
Dzięki karteczce nikt nam nie odmówił i zawsze dojechaliśmy do celu, a autostop w Iranie stał się faktem.
Stop złapany, ale gdzie go łapać? Oczywiście najlepiej za miastem. I tu kolejny problem. Irańskie miasta są bardzo rozległe, autostrady i obwodnice biegną daleko za centrum. Nie raz trafialiśmy w miejsce gdzie teoretycznie mapa mówiła, że już nic nie ma, a naszym oczom ukazywały się kolejne zabudowania i nowe drogi. Czyli wyprawa kilka kilometrów za miasto jest chlebem powszednim dla irańskiego autostopowicza.
Komunikacja miejska jest bardzo uboga, najczęściej nie ma numerów autobusów, a przystanki są umowne. Nie mówimy o Teheranie gdzie wszystko jest dużo lepiej zorganizowane, z kilkoma liniami metra włącznie. Zostaje taxi, a raczej prywatny kierowca, którego pracą jest jeżdżenie po mieście i zgarnianie za kasę ludzi po drodze. Wystarczy stanąć na drodze, machnąć ręką i pierwszy wolny samochód powinien się zatrzymać.
Dobra, dobra ale czy tak nie łapiemy stopa? Łapiemy.
Tu nie używamy jednak kartonu z nazwą miasta i staramy się znaleźć drogę, która bezpośrednio wyprowadzi nas za miasto, bez zbędnego kluczenia. Teraz musimy wytłumaczyć kierowcy, że chcemy jechać za miasto, nie wiemy dokładnie gdzie, jak będzie dobre miejsce to powiemy – burda stop. Standardowo powie, że dworzec jest TAM, a tam gdzie chcemy jechać nic nie ma. Najczęściej atmosfera jest ponura bo kierowca mówi jedno, a my zawsze że nie i jeźdźmy prosto. Najważniejsze, że jedziemy i za 2-3zł pokonujemy kilka kilometrów, które moglibyśmy przejść z plecakami w palącym słońcu. Najlepsze miejsce do stopowania to tzw. polis raa. Na wszystkich drogach wylotowych z miast są posterunki policji, progi zwalniające, szerokie place. Idealne miejsce dla autostopowicza w Iranie:) Czasami napatoczy się policjant pytając co robimy. Oczywiście powie, że dworzec to w drugą stronę i nikt się nam nie zatrzyma. Jednak uściśnie dłoń i życzy powodzenia.
Jak już złapiemy stopa i przed nami 500km drogi przez pustynię, kierowca nie zna angielskiego, a wciąż zadaje pytania? Oczywiście sądząc, że jak powtórzy głośniej i dobitniej, wręcz krzycząc to pomoże nam zrozumieć. Z pomocą przychodzi nam globalizacja. Pakiet offline Google Translate ze słownikiem i klawiaturą perską zamazuje wszystkie granice. Potrafimy wejść nawet na tematy polityczno – religijne.
Klasyczny zestaw pytań na początek?
- Skąd jesteście?
- Jesteście małżeństwem?
- Jaka jest Wasza religia?
- Ile zarabiacie?
Podsumowując, autostop w Iranie jest chyba jednym z najtrudniejszych i jednocześnie najłatwiejszych na świecie!
Trzeba się namęczyć żeby wydostać się za miasto, ciągle tłumaczyć wszystkim po drodze, że wiemy gdzie jest dworzec ale my podróżujemy tak po Iranie i skoro tu już dojechaliśmy to znaczy że jest to możliwe. A oni wciąż nie wierzą i wskazują na autobus. Potem jest już z górki:)
Zimna woda od kierowcy to podstawa. Potem gorąca herbata z termosu. W końcu jedziemy przez pustynię! Najczęściej zatrzymujemy się również na lunch, gdzie widząc nasz wyciągnięty portfel jesteśmy od razu ganieni i przywoływani do porządku. To autostop w Iranie pozwala poznać wszelkie spektrum społeczne, a rozmowa w samochodzie schodzi na najbardziej drażliwe w przestrzeni publicznej irańskie tematy. Religia, polityka, kobiety, alkohol.
Dzięki autostopowi poznajemy Hadiego i trafiamy na 3 dni do jego domu w Tabriz, wjeżdżamy to atrakcji turystycznych nie płacąc – przecież w środku są zagraniczni turyści!, dowiadujemy się, że polskie owce są bardzo cenione w Iranie, a Lewandowski jest jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, poznajemy szyickiego duchownego, słyszymy że chrześcijanie są naszymi braćmi, a Jezus wielkim prorokiem, że Iran produkuje 2 mln ton ryżu i mamy strzec się Afgańczyków. I mówcie wszystkim, że Iran jest bezpiecznym krajem! Rząd był szalony, do meczetu mało kto chodzi, a ludzie żyją takimi samymi problemami jak my Europejczycy.
I najważniejsze, również w Iranie jeżdżąc autostopem nigdy nie wiesz gdzie spędzisz dzisiejszą noc. Czasami jest to męcząca wiedza, czasami piękna. Taki los autostopowicza.
Chcesz być na bieżąco i nie przegapić kolejnej dawki przygód z naszej podroży do Azji?
Może dasz się namówić i sam wyruszysz w nieznane. Odwagi!
Bądźmy w kontakcie:)