Z czym kojarzy nam się Armenia? Wino, koniak, Ararat? Ormiańska diaspora rozrzucona po całym świecie czy ludobójstwo z 1915r.? A może zaradność i wrodzona przedsiębiorczość w duszy Ormianina? Dla nas Armenia to kraj monastyrów. I kamieni.
Jest podobno taka legenda.
Jak Bóg stwarzał świat, to rozdysponował już całą ziemię pomiędzy jej mieszkańców. Sobie zostawił tylko jeden mały kawałek – własny dom, raj. Kiedy myślał już o niedzielny odpoczynku, przyszli do niego spóźnieni Gruzini i prosili:
– Panie Boże taka już nasza natura, że nigdy nie jesteśmy na czas. I tym razem się spóźniliśmy. Przepraszamy. Czy masz jeszcze jakiś skrawek ziemi dla nas?
– Został już tylko mój dom, wszystko rozdałem… Lecz i o was nie mogę zapomnieć. Możecie zamieszkać u mnie – odpowiedział Pan Bóg.
Takim sposobem Gruzini dostali raj i tak po dziś dzień nazywają swoją ziemię. Pan Bóg już miał zakończyć ostatecznie swój czyn stworzenia, kiedy przybiegli do Niego zziajani Ormianie.
– Panie Boże! Panie Boże! Handlowaliśmy i nie zdążyliśmy stawić się na Twoje wezwanie. Czy masz jeszcze dla nas jakiś skrawek ziemi?
– Oj Ormianie, Ormianie. Już nic nie zostało. Gruzini was uprzedzili i im oddałem mój własny dom. Jeszcze mam jeden, ostatni kawałek ziemi, ale nie planowałem go nikomu wręczyć. Nic tam nie ma. Tylko kamień na kamieniu, nie chciałem żadnego człowieka zmuszać do życia w takich warunkach. Niestety nie macie wyboru, mogę wam dać jedynie ten kraj kamieni.
I takim sposobem Ormianie wylądowali w górzystej i ubogiej Armenii, a Gruzini w swoim małym pięknym kraju mają teoretycznie wszystko. Już nie pamiętam kto nam opowiadał tą legendę. Gruzin czy Ormianin?:)
Nam najbardziej w pamięci pozostał ormiański krajobraz – morze traw, obłe stożki wulkaniczne w oddali, permanentna wysokość ponad 2000m n.p.m., ostre słońce i zimne poranki.
Kamienie po horyzont. Domy z kamienia, bloki w stołecznym Erewaniu z fioletowego tufu wulkanicznego. Wszechobecne Łady i majestatyczny Ararat, szczęśliwie tym razem nie zasłonięty przez gęste powietrze. A ponad tym wszystkim, dumnie świadczącego o ormiańskiej potędze monastyry.
Każdy podobny, jakby z jednego projektu, jednak każdy inny. Inaczej osmolony w środku, inne ułożenie okien i promieni słonecznych wpadających do ciemnych wnętrz, każdy kolejny położony w coraz bardziej niedostępnych i majestatycznych miejscach.
Górujący nad ormiańskim morzem – jeziorem Sevan, wykuty częściowo w skale w końcu górskiej doliny – monastyr Geghard, przybierający czerwony kolor okolicznych skał – osamotniony monastyr Noravank i monastyr Tatev, do którego aby dojechać musimy najpierw zjechać kilkaset metrów w głąb głębokiej doliny i następnie wspiąć się ponownie jeszcze więcej w górę (lub pokonać wąwóz podobno najdłuższą kolejką linową na świecie).
Ormianie szczycą się, że jako pierwszy kraj przyjęli chrześcijaństwo jako państwową religię. Są dumni ze „swojego papieża” rezydującego w katedrze w Eczmiadzynie. Apostolski Kosciół Ormiański należy do rytu Kościołów Wschodnich, uznających katolickiego papieża, jednak akceptując tylko pierwsze trzy sobory powszechne.
Nie zobaczyliśmy wszystkich najważniejszych monastyrów. Ani wielu ukrytych w górach na trudno dostępnych przełęczach i w głębokich dolinach. Jednak odcisnęły one na nas ogromne piętno. Wyobrażaliśmy sobie dawną ormiańską potęgę i podziwialiśmy dawnych budowniczych, którzy z największym kunsztem wykorzystywali jeden z nielicznych dobrodziejstw tej górskiej krainy. Kamienie. Które wciąż opierają się wojnom, trzęsieniom ziemi i ludzkiemu przemijaniu.
Zapraszamy do galerii ormiańskich monastyrów:
Chcesz być na bieżąco i nie przegapić kolejnej dawki przygód z naszej podroży do Azji?
Może dasz się namówić i sam wyruszysz w nieznane. Odwagi!
Bądźmy w kontakcie:)