Nigdy nie sądziłam, że to się uda. Arabski dom pociągał. Jaki jest ten hermetycznie zamknięty dla obcych oczu nieznany nam świat? Czy to – jak uważa wielu – instytucja opresji wobec kobiet? Dom, który kobiety w nim zamieszkujące wypuszcza na światło dzienne odziane w abaje, zasłonięte od stóp do głów w trosce przed wzrokiem obcych mężczyzn. Arabski dom to miejsce gdzie panują określone zasady, każdy zna swoje miejsce, a gość staje się członkiem rodziny.
W trakcie naszej podróży zaskakująco łatwo wpadaliśmy w sidła muzułmańskiej gościnności. Odnieśliśmy wrażenie, że ludzie za wszelką chcą nam – przedstawicielom Zachodu – pokazać swoją prawdziwa twarz, powiedzieć że 99% muzułmanów jest takich jak my, a obraz muzułmanina=terrorysty szkodzi wzajemnym relacjom. W Iranie zapraszano nas do domów jak starych przyjaciół, goszczono i witano z największym zaangażowaniem, jednak przekraczając Zatokę Perską, Arabską bądź po prostu Zatokę (nazwa zależy od kraju, w którym się znajdujemy), czułam, że to się zmieni. I stało się. Trafiając do Dubaju czy Abu Dhabi, miast, które zamieszkuje statystycznie zaledwie 13% miejscowej ludności, natomiast resztę stanowią imigranci z Azji obsługujący uprzywilejowaną społeczność Emiratczyków, poczuliśmy się jak obywatele tego multikulturowego społeczeństwa. Czekając na stacji metra zachodziłam w głowę, gdzie jestem? Obserwując ludzi nas otaczających trudno było stwierdzić w jakim państwie się znajdujemy. Nowoczesne budynki, bezobsługowe metro, pustynia za rogiem i twarze każdego koloru skóry – Pakistańczycy, Hindusi, Bengalowie, Nepalczycy, Filipińczycy itd. Do tego dużo ekspatów z zachodniego świata i tłumy turystów. Obok tej mieszanki, totalny brak obywateli Emiratów w przestrzeni publicznej. Poczułam się jak w Londynie.
Od tej chwili wiedziałam, że nawiązać kontakt z arabską społecznością to rzecz granicząca z cudem, a co dopiero wejść do arabskiego domu?!
Dostojnych Arabów, dumnie kroczących i odzianych w nieskazitelnie białe thobe zobaczyć mogłam wyłącznie w centrach handlowych, gdzie oddawali się jednej z nielicznych rozrywek – wydawaniu pieniędzy. Nie wyglądali na przesadnie szczęśliwych, bił od nich wysoki status materialny i snuł się za nimi zapach ciężkich, duszących arabskich perfum. Za nimi podążały kobiety, ubrane w czarne abaje z wyróżniającymi się pięknymi, czarnymi oczami. Jedyną odmianą były luksusowe torebki w rękach każdej niewiasty. Niektóre oglądały świat tylko za pomocą otworków w całkowitym nikabie.
Nikt nie wykazywał większego zainteresowania parą białych dziwaków z plecakami na plecach chodzących po ulicach pieszo. A trzeba dodać, że wędrówki po ulicach Dubaju czy Abu Dhabi nie należą do normalnych ani przyjemnych. Wielokrotnie chodnik urywał się w połowie estakady, lub też wcale go nie było i ryzykując zdobycie mandatu przechodziliśmy w poprzek przez kilkupasmowe drogi bądź szliśmy pod prąd. Jedynymi osobami poruszającymi się w ten sposób po mieście są pracownicy z Azji, zatrudniani na najniższe stanowiska, których nie stać na taksówkę czy własny samochód – podobnie zresztą jak nas:) Zatem widok białych twarzy wędrujących z plecakami był sprawą niecodzienną i groteskową.
Biały i nie ma samochodu? To się nie klei.
Autostop to nie tylko darmowy sposób transportu z punktu A do B, lecz przede wszystkim możliwość unikatowego spotkania z człowiekiem i jego kulturą
Dojeżdżając stopem z Gruzji nad Zatokę Perską, również w Emiratach i potem w Omanie był to nasz podstawowy środek lokomocji. Zatrzymywali się różni ludzie: Anglik pracujący na budowie, para chińskich biznesmenów, Pakistańczyk szykujący się do powrotu do kraju.
Przekroczyliśmy omańską granicę, policjanci pytają nas gdzie jedziemy? Do Maskatu, czyli prawie 400 km przed nami. Na odpowiedź, że autostopem odpowiadają zdziwieniem lecz z uśmiechem życzą powodzenia. Minęła 12. Jedyną ucieczką przed słońcem na pustyni jest podążanie za cieniem olbrzymiego billboardu przy drodze. Okazuje się, że akurat tą drogą mało kto podąża z Dubaju nad wybrzeże Oceanu Indyjskiego. Czas zalegania na poboczu był wprost proporcjonalny do naszego szczęścia! Zatrzymał się Sułtan! A że Omanem rządzi sułtan, wiedzieliśmy że lepiej nie mogliśmy trafić:)
Takim sposobem lądujemy w arabskim domu rodzinnym naszego przyjaciela Sułtana
Przepraszając nas, że nie jedzie do Maskatu, krytykuje swoich rówieśników myślących tylko o pieniądzach i nowych gadżetach. Słysząc nasze opowieści z dotychczasowej podróży, stwierdza że tu nikt tak nie podróżuje. Biały kojarzy się z pieniędzmi, a Omańczyk jak ma gdzieś jechać to tylko do Wielkiej Brytanii lub do Malezji. Oczywiście dodaje, że autostopem w Omanie się nie da:)
W ten sposób spełnia się moje marzenie o możliwości wejścia do arabskiego domu. Domu w którym panują określone zasady, każdy zna swoje miejsce, jest podział na strefy dostępne dla gości i te dostępne tylko dla domowników.
Zanim dotarliśmy do domu Sułtana, odwiedziliśmy dom jego wujka. Weszliśmy do przestronnego pomieszczenia dedykowanego gościom, gdzie pięknie pachniało drewnem, kadzidłem i olejkami o charakterystycznej ciężkiej nucie. Ponieważ nie był to dom Sułtana, nie mieliśmy prawa wstępu do innych jego części, gdzie przebywali pozostali domownicy. Sprawa dotyczyła szczególnie Michała – obcy mężczyzna, nie mógłby zobaczyć kobiety bez odpowiedniego odzienia. Zostaliśmy poczęstowani lunchem, który zjedliśmy z Sułtanem i jego kuzynami. Po raz pierwszy spotkaliśmy się z obyczajem, że osoba, która Cię gości – pan domu – nie spożywa z tobą posiłku, żeby Cię nie krępować.
W domu Sułtana, jako, że byliśmy jego gośćmi mieliśmy o wiele więcej swobody
Mogliśmy wszędzie wejść, przebywaliśmy z jego matkę, babką i kuzynkami, które nie kryły się przed nami pod czarnymi narzutami. Wspólnie spożywaliśmy posiłki, a kobiety chodziły w kolorowych sukniach i równie kolorowych skromnych nakryciach głowy. Staliśmy się częścią rodziny.
Gdy Michał pojechał oddawać się międzynarodowym rozrywkom męskim – grać w nogę razem ze znajomymi Sułtana (wstęp na boisko teoretycznie tylko dla mężczyzn, Sułtan mówił, że również mogłabym pójść jako jego gość), lecz zostałam z kobietami. W tylko kobiecym gronie pękły wszystkie kulturowe konwenanse, a wspólnych pytań było bez liku. Zostałam od lewa do prawa przepytana o przebieg naszego ślubu i tradycji weselnych. A jak to wygląda w Omanie? Kuzynka Sułtana pokazała mi swój pokój, gdzie znajdowało się ogromne łóżko małżeńskie wykonane – dla nas – w dość kiczowatym stylu. Podzieliła się ze mną również ślubnym albumem, gdzie ubrana w białą suknię wyglądała przepięknie i nie miała zasłoniętych włosów ani twarzy. Odruchowo zrobiłam zdjęcie albumu chcąc zapamiętać ten nieczęsty obraz.
W Omanie śluby to skomplikowany temat
Kulturowe podziały damsko-męskie od najmłodszych lat skutkują trudnymi relacjami pomiędzy obiema płciami w przyszłości. Oddzielne szkoły, przebywanie tylko w gronie chłopców, ustawione małżeństwa powodują wzajemne obawy i uprzedzenia w kontaktach z przeciwną płcią. Jak to powiedział Sułtan – dziewczyny są dziwne, roszczeniowe, gdy zostanie mu przeznaczona jakaś wybranka, to pozna ją tak naprawdę dopiero po ślubie. A jak się nie dogadają?
Brak kontaktów z dziewczynami spoza rodziny, skutkuję małżeństwami „na łatwiznę”. Dlatego wzięcie za żonę najbliższej i znanej od dziecka kuzynki jest w Omanie powszechne. W takiej opcji nie ma niespodzianek, kuzyni mogą się nawet lubić, rodziny nie będą miały problemów z posagiem, wszystko wciąż pozostanie zakonserwowane w rodzinie. W Omanie tematem tabu są skutki zdrowotne takich obyczajów. Brak wymiany genów z pokolenia na pokolenie jest m.in. przyczyną wielu chorób genetycznych.
Spędzając kolejne dni z Sułtanem zwiedzaliśmy najbliższą okolicę, chłonęliśmy ich kulturę każdym zmysłem, a dni mijały nam na odwiedzaniu każdego członka jego licznej rodziny, do której byliśmy zapraszani na lunch lub kolację. Zawsze jednak panowały pewne reguły. Posiłek spożywaliśmy w pokoju gościnnym dostępnym dla każdego, często bez udziału domowników, którzy nas na ten posiłek zapraszali (to było najdziwniejsze – u nas wspólne spożywanie posiłków z gościem jest najważniejsze, a tam zaproszony gość je w samotności). Jeśli kobiety zamieszkujące dany dom miały ochotę nas poznać, to prosiły abym to ja przyszła do nich – do strefy zarezerwowanej tylko dla nich, a Michał zostawał z mężczyznami . Najczęściej wypominały mi, że jestem za chuda i koniecznie chciały utuczyć:) Nigdy nie pozwoliły mi zrobić zdjęcia ich twarzom, mogłam co najwyżej zrobić zdjęcie przedmiotom lub czynnościom, które wykonywały.
Twarz uchwycona w migawce aparatu była wykluczona, bo ich oblicza są dostępne jedynie dla rodziny i muszą być strzeżone przed wzrokiem obcych. Po kilku próbach pogodziłam się z tymi zasadami i odpuściłam. Sułtan dbał również o to, aby wzrok obcych mężczyzn nie wodził za mną. I tak, w jego domu mogłam chodzić w krótkich spodenkach, ale gdy jechaliśmy gdziekolwiek, grzecznie prosił żebym założyła dłuższe spodnie, zawsze głosem prawie błagającym, tłumacząc, że to z troski. Nie miałam powodów, żeby specjalnie upierać się przy swoim.
Sądzę, że warto w takich sytuacjach wyzbyć się myślenia w kategoriach „moich”, europejskich standardów i dopasować się do lokalnych. Ja nic na tym nie tracę, a zyskuję szacunek i przede wszystkim okazuję szacunek wobec obcej kultury. Podczas przedstawiania mnie i Michała innym mężczyznom zawsze nieco prowokacyjnie wyciągałam dłoń w geście powitania, badając podejście do obcej kobiety. Reakcje były różne. Czasem spotykałam się z ignorancją i zlekceważeniem mojej powitalnej dłoni, a czasem ze szczerym, pełnym otwartości gestem powitania. A co z social mediami… Czy te surowe zasady niefotografowania kobiet arabskich obowiązują również w zglobalizowanym świecie internetu? Co z Facebookiem czy Instagramem? Owszem korzystają, młode kobiety posiadają profile społecznościowe, ale konia z rzędem temu kto znajdzie na takim profilu zdjęcie twarzy właścicielki. Trafiają tam głównie przedmioty, które właśnie kobiety zakupiły (torebki, buty, biżuteria) lub ich małe dzieci.
Jak więc możliwe, że udało mi się zrobić zdjęcie albumu ślubnego, gdzie panna młoda ujawnia całe swoje oblicze?
Była to chwila zapomnienia właścicielki, która żywo dyskutując o polskich tradycjach weselnych zapomniała o surowych regułach jej społeczności, lecz upomniała się o swoje później. Minęły dwa dni, gdy przy następnym spotkaniu kuzynka Sułtana grzecznie, ale stanowczo poprosiła, abym usunęła owo zdjęcie, gdzie widać jej twarz i włosy. Pomimo tego, że jest to zdjęcie zdjęcia.
Z szacunku dla ich kultury, tradycji, zasad, a przede wszystkim w podzięce za ich otwartości względem nas, zrobiłam to – usunęłam jedyne zdjęcie omańskiej dziewczyny bez zakrytej twarzy jakie posiadałam…
Chcesz być na bieżąco i nie przegapić kolejnej dawki przygód z naszej podroży do Azji?
Może dasz się namówić i sam wyruszysz w nieznane. Odwagi!
Bądźmy w kontakcie:)