ZEA – Życie Na Piasku

Dubaj - miasto na pustynii | ZEA

22 wieczorem, parno, odbijamy od irańskiego wybrzeża w Bandar Abbas. Kończy się nasza 30 dniowa przygoda w niezapomnianym Iranie. 3000km z irańską gościnnością w tle. Co nas czeka w Emiratach? Czy zachwyci nas Dubaj?

Wychodzimy na rufę naszego promu, ze smutkiem spoglądamy na oddalające się wybrzeże. Powiewa irańska flaga, więc pokład jest wciąż irańską ziemią. Jeszcze te kilka godzin. Telefon wciąż w zasięgu Irancell. Nagle dźwięk! Whatsapp:

– Hej! Jeśli Wasza prośba jest wciąż aktualna to z przyjemnością Was ugoszczę w Abu Dhabi. Dajcie znać jak będziecie w ZEA. Pozdrawiam. Magda

Dwa dni wcześniej zastanawialiśmy się jak ograniczyć koszty noclegowe w Dubaju. Mieliśmy kontakty na Couchsurfingu, lecz odczuwaliśmy 2 miesięczny brak kontaktu z językiem polskim innym niż tylko nasze rozmowy. Skoro pracuje tam tylu Polaków, może ktoś by nas przygarnął?

Zapisaliśmy się do grup stworzonych na FB do integracji naszych rodaków w ZEA. Administrator musiał nas klepnąć, do tego słabiutki irański Internet, wirtualny serwer w USA do ominięcia blokady Facebooka i napisania wiadomości itd. Coś co nam wydaje się oczywiste i banalnie łatwe jak napisanie zwykłej wiadomości na FB, w Iranie może zając trochę czasu.

Ostatecznie poszliśmy do kafejki, a że akurat są w niej kamery to FB odblokowany jest tylko na laptopie dziewczyny zarządzającej całym internetowym przybytkiem. Udało się, wiadomość zamieszczona na portalu! Teraz tylko czekać na dobre chęci naszych rodaków:) (czasami może być o to ciężko).

Dziewczyna dostała jeszcze burę od jakiejś nieprzyjemnej babki będącej w kafejce, która zauważyła, że korzystamy z Facebooka. Mamy się nie przejmować – powiedziała z uśmiechem.

I tak w ostatnich chwilach w zasięgu irańskiej sieci dostaliśmy zaproszenie do wizyty w Abu Dhabi, u Magdy. Ale to było potem.

Przepływając przez Zatokę Perską, nasz kapitan musiał zwinnie manewrować jednostką, niczym pieszy przebiegający w poprzek przez szeroką autostradę. Mało kto pływa w kierunku Iran – ZEA. Tu rządzi kierunek Arabia Saudyjska, Katar, Kuwejt – świat. Tankowce po horyzont, pełne arabskiej ropy płyną po wodnej autostradzie. Tu skupia się uwaga całego świata. Zablokowanie Cieśniny Hormoz przez Iran, spowodowałoby światowy kryzys i pewnie wybuch nie jednej wojny. Jest to tak gorący politycznie i militarnie teren, że nawet upalna pogoda i 40 stopni w cieniu nie mogą dorównać wrzeniom w głowach polityków na samą myśl o Zatoce Perskiej.

Szyita Irańczyk nie jest dobrze widziany w sunnickich Emiratach. Otrzymanie jednej z najdroższych wiz nie jest łatwe, nie mówiąc już o traktowaniu przez arabskich szejków. Dopływamy do Sharjah, emiratu położonego na północ od Dubaju. Port nie jest bynajmniej odpowiednikiem Międzynarodowego Portu Lotniczego w Dubaju, tzw. nowego centrum świata. Licha wiata, kilkanaście krzeseł i 1,5 godziny oczekiwania. I tak mamy szczęście, bo obcokrajowcy idą pierwsi. Kilka pytań, skrupulatnie prześwietlających spojrzeń. Dziwnie na nas patrzą. Przecież normalny zachodni turysta przylatuje na pokładach Emirates do Dubaju, a nie przypływa na starej łajbie z podejrzanego Iranu.

Irańczycy są na końcu kolejki, kurczowo trzymają teczki pełne dokumentów i są zdani na łaskę pana z Porsche, który wyrywkowo wskazuje kto może podejść do okienka.

Z Magdą w Abu Dhabi jesteśmy ugadani. Z Dubaju cisza… teoretycznie w gronie kilku tysięcy rodaków.

Dojeżdżamy do centrum Dubaju bezobsługowym metrem. Jest 12 w południe, grzeje niemiłosiernie, powietrze jest zamulone, brak ludzi na ulicach. Wszyscy lgną do klimatyzacji.

Z mono etnicznego Iranu, przenosimy się do dalekiej Azji. Filipińczycy, Nepalczycy, Hindusi, Bengalowie są podporą tego kraju. Emiratczyków widać tylko w centrach handlowych i w przemieszczających się po ulicach luksusowych samochodach.

Są elita tego składającego się z 7 emiratów kraju. Stanowią jedynie 17% społeczeństwa, reszta to Arabowie bez lokalnego obywatelstwa bądź Azjaci. I mały odsetek expatów ze świata. Dubaj to zadłużony po uszy, rozrywkowy raj, istniejący za pieniądze największego emiratu z Abu Dhabi. To tam mieści się stolica i centrum finansowe arabskich szejków.

Po miesiącu w kraju bez zachodnich marek, tu każdy liczący się na światowej scenie gracz musi się zaprezentować. Knajpy, butiki, supermarkety. Na papierze wszystko co potrzebuje zachodni człowiek. A ceny z kosmosu!

Lecz Azjaci też muszą coś jeść! Podążając ich tropem lądujemy w pakistańskiej knajpie, z cenami polskim, z prostym i jakże pysznym jedzeniem. Soczewica, ryż i chleb. I 1,5l wody do zabicia ostrości:)

Dalej cisza. Pewnie wszyscy zapracowani, jeszcze mieliby się im zwalić na głowę jacyś dziwni przybysze, zapowiadający się internetowo 2 dni wcześniej.

Uratował nas Couchsurfing. Była to jedna z tych wizyt, które pamięta się na długie lata. Shadi jest Syryjczykiem, z żoną Serbką, kursujący między pracą w Dubaju, a drugim domem w Urugwaju:) Tu naprawdę czuć, że to jedno z centrów współczesnego świata. Nocne rozmowy o życiu, podróżach i marzeniach. Tak odlegli ludzie, z tak różnych światów, a tak podobni. Pamiętam, kiedyś usłyszaną, pierwszą historię tego typu: autostopowicze jadą przez Włochy, zatrzymany kierowca proponuje im klucze i daje adres do jego pustego mieszkania w pobliskim mieście.

– Możecie mieszkać ile Wam się podoba, klucz wrzućcie do skrzynki – dodaje na odchodne.

Takie historie brzmiały niewiarygodnie. Do czasu…

Raz będąc w Paryżu spotkana na ulicy Polka zaproponowała nam nocleg 5 min od wieży Eiffla!). W Iranie musieliśmy co rusz wymyślać inne wymówki, żeby nie nadużywać gościnności gospodarzy. W Dubaju Shadi zostawił nam klucze do mieszkania, sam poleciał do żony do Urugwaju, a my 2 dni mieszkaliśmy sami w pięknym mieszkaniu z duszą, z basenem pod oknem. Takie rzeczy zdarzają się tylko w podróży:) I klucz  wsuńcie pod drzwi – dodał.

I tak korzystając z gościny Shadiego, stołując się w pakistańskich i nepalskich knajpach, zaopatrując się w najtańszych supermarketach zwiedzaliśmy ile się dało w Dubaju. Też darmowo, nie licząc dziennego biletu na metro za 44zł:)

W sumie nie zobaczyliśmy zbyt dużo. Nie było to naszym celem, odhaczyć wszystkie top, naj, wzdłuż i wszerz, płacić horrendalne pieniądze za rozrywkowe przybytki. Próbowaliśmy jak najwięcej przemieszczać się piechotą (a nie jest to takie proste, bo Dubaj to nie miasto dla piechurów), patrzeć na mijających nas ludzi (oczywiście najczęściej pracowników z Azji), spróbować zrozumieć sens i cel tworzenia „miasta na pustyni”.

Tu, jak się kończy wybrukowany chodnik, permanentnie podlewany trawnik czy wyasfaltowana droga, nie ma ziemi, zieleni czy wszystkiego co my kojarzymy z pustą przestrzenią, nieużytkami. Tam jest piasek i tylko piasek. Kilka lat nieobecności taniej siły roboczej z Azji, zajmującej się wszelką pracą fizyczną – wywożeniem śmieci, sprzątaniem ulic, budową drapaczy chmur i naprawami cieknących kranów w domu – zakończy się ponownym zwycięstwem sił natury. Pustynia odbierze swoje naturalne włości, a nawet najdoskonalsza i najdroższa stal i szkło znikną pod warstwą piasku. Albo gdy za 50 bądź 100 lat wyczerpią się złoża ropy, Abu Dhabi nie odbierze Londynowi tytułu centrum światowej finansjery, a wszystkie naj i max Dubaju znudzą się ludzkości. Patrząc na wstecz, wielkie imperia zawsze upadają. Pytanie brzmi tylko kiedy? Prędzej czy później? W Zjednoczonych Emiratach Arabskich możemy być raczej pewni, że wkrótce.

Czy autostop również działa w Emiratach? O tym wkrótce:)

Chcesz być na bieżąco i nie przegapić kolejnej dawki przygód z naszej podroży do Azji?

Może dasz się namówić i sam wyruszysz w nieznane. Odwagi!

Bądźmy w kontakcie:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *