Chyba większość podróżników już tam była, bądź planuje być… i nas dotknęła „choroba” na Gruzję.
Na każdym podróżniczym spotkaniu, ktoś o niej mówił, w internecie troiło się od relacji. Na początku ten temat trochę przerażał, że nigdy nie byliśmy tak daleko, że to Azja, jak się dogadamy itd. Ale czynników zachęcających było coraz więcej: siedzimy sobie zimową porą w schronisku Pod Rawkami (prawie nikogo nie ma), pewna grupka mówi o tym, że rok temu była w Rumunii (tak jak my) a w tym planuje Gruzję; schronisko Pod Łabskim Szczytem, żywego ducha, jedna parka siedząca przy stole, o czym rozmawiają- o Gruzji, że byli tylko 7 dni ale muszą wrócić. Ta Gruzja ciągle przewijała się w naszych rozmowach. Niby nic nowego do odkrycia skoro nie będziemy tam pierwsi, ale wciąż to nie zadeptany przez turystów kraj…Rok wcześniej w Bieszczadach, kumpli podwozili goście, którzy… wracali skodą z Gruzji! Od tego tak naprawdę się zaczęło… Ostateczna decyzja zapadła w jeden wieczór- siedzimy na Google Map i patrzymy na zdjęcia z różnych regionów- wszędzie na horyzoncie góry! To co jedziemy? – Jedziemy!
A było to pod koniec lutego 2012r., z decyzją nie zgraliśmy się na lotowskie błędy taryfowe i bilety za 300zł z Warszawy. Opcja lotów z Polski oddalała się… Bilety z sąsiednich państw też nie schodziły poniżej 1000zł. Pojawiły się opcje wymagające cierpliwości – autostop (minimum 5-7dni przy dobrych wiatrach), autobus przez Turcję (drogo), prom z Ukrainy (też drogo). Pewnego dnia trafiłem na stronę małych estońskich linii lotniczych – Estonian Air i jakież było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że od maja tego roku rozpoczynają loty z Tallina do Tbilisi! W cenie 110 euro! Super opcja, mniej niż 500 zł!
Hola, hola…gdzie Wrocław, a gdzie Tallin! Zaczęliśmy szukać bliższych lotnisk, znalazła się Ryga (jeszcze bliższe było Wilno, ale o nim nie pomyśleliśmy, dopiero wskutek likwidacji lotów z Rygi do Tallina, w drodze powrotnej zmieniliśmy lotnisko powrotne na bliższą nam stolicę Litwy).
Śmieszne przemieszczać się 1000km na północ, żeby potem lecieć na południe. Ale czego nie robi się dla niższych kosztów. Ostatecznie stanęło na opcji długiego dojazdowego maratonu- pociąg Warszawa (7h-„kochane PKP”), autobus Simple Express do Wilna i potem Rygi 25+50zł. Całość ponad 24 godziny. Potem 200km lot do Tallina i kolejne godziny oczekiwania na lot do Azja. W sumie prawie 2 doby w podróży. Niby ta podroż nie wymagała od nas wysiłku fizycznego, ale po porannym przylocie do Tbilisi, popadaliśmy jak muchy na słynnej zielonej trawce przy schodach na lotnisku…
Rozpoczęła się miesięczna gruzińska niezapomniana przygoda!
Po przebudzeniu, lotnisko zastaliśmy prawie opustoszałe. Czyżby wszyscy pojechali taksówkami, a nie jak my czekali na poranną marszrutkę? Pierwszy kontakt z lari, pierwsze nagabywanie przez taksiarzy, pierwsza pomocna dłoń w zakupie biletów. Ulica G.Busha na niej billboard przedstawiający amerykańskiego prezydenta z M.Saakaszwilim w przyjacielskim uścisku. Na politykę już byłego gruzińskiego prezydenta będzie jeszcze czas. Po przyjeździe do stolicy, zaskoczyła nas jej wielkość, ale przecież mieszka tam 1/3 całej populacji Gruzji. Na horyzoncie miasta wyróżniają się nowoczesne budowle (słynny most tzw. podpaska, „grzybki”, pałac prezydencki), typowe gruzińskie cerkwie, góry w oddali.
Chcesz być na bieżąco i nie przegapić kolejnej dawki przygód z naszej podroży do Azji?
Może dasz się namówić i sam wyruszysz w nieznane. Odwagi!
Bądźmy w kontakcie:)